niedziela, 21 października 2012

25 lat temu, w pewnej klinice w Białymstoku…



1987 – ten rok jest wyjątkowy z dwóch względów. Po pierwsze, wtedy przyszłam na świat. Nie to jest jednak tematem tego bloga ;) 25 lat temu, w Klinice Ginekologii Akademii Medycznej w Białymstoku, dar życia otrzymała pewna osoba.







Niemal 25 lat temu urodziło się w naszym kraju  pierwsze dziecko, poczęte metodą in vitro. W nadchodzącym roku będzie obchodziła swoje 25 urodziny – niestety nie mogę złożyć życzeń osobiście, bo dane tej osoby są tajne. W przeciwieństwie do informacji na temat Louise Brown, która była pierwszym na świecie dzieckiem poczętym dzięki in vitro (miało to miejsce w 1978 roku).

Przypadek Louise wzbudził ogromne zainteresowanie mediów, kamery i flesze towarzyszyły jej od dnia narodzin przez całe życie (jeśli macie ochotę, tutaj dostępny jest filmik z narodzin Louise). Jej historia powróciła na łamy gazet w dniu, kiedy Louise urodziła swoje dziecko, które notabene zostało poczęte naturalną metodą.


Louise Brown z rodzicami i swoim małym dzieckiem.


Opisuję ten przypadek po to, by podkreślić różnicę między zachodnim postrzeganiem tematu zapłodnienia pozaustrojowego, a naszym, polskim. 35 lat temu media angielskie prześcigały się w dotarciu do rodziców Louise, podczas gdy u nas traktowano to najwyraźniej jako temat wstydliwy, skoro do dziś nie znamy nazwisk pierwszych rodziców decydujących się na przetarcie ścieżek innym parom. I o ile osobiście uważam medialne obnoszenie się z tym faktem za delikatną przesadę – w końcu nikt nie pytał Louise, czy chce, by w przyszłości interesowały się nią media właśnie ze względu na to, w jaki sposób została poczęta J - o tyle uważam, że Polacy powinni wzorować się na otwartości naszych sąsiadów.

A jak jest teraz, po upływie 25 lat od pierwszego zapłodnienia metodą in vitro? Czy coś się zmieniło w kwestii podejścia do tego tematu? Myślę, że tak. Pomału i mozolnie, ale z coraz większym zrozumieniem podchodzimy do tematu poczęć pozaustrojowych. Rocznie w Polsce dzięki tej metodzie przychodzi na świat ok. 3000 dzieci, które w innym przypadku nigdy nie miałyby okazji uśmiechnięcia się do swoich rodziców.

Coraz większą akceptację i zrozumienie spotykam też na co dzień w pracy – zgłaszają się do nas kolejne pary, jest ich coraz więcej i nie wstydzą się swoich problemów, tylko dzielnie je rozwiązują.

I bardzo dobrze – mam nadzieję, że przez kolejne lata wiele zmieni się w tym temacie i pary szukające wsparcia będą głośno mówiły o trudnościach i spotkają się z pomocą nie tylko medyczną, ale też wsparciem rodziny i otoczenia.

A póki co – zaczynam zmieniać świat od samej siebie i staram się na co dzień sama wspierać spotykane pary dobrym słowem J I każdemu radzę podobnie – zacznijcie zmieniać świat od samych siebie!:)

Majka    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
Copyright © Czekając na bobasa