1987 – ten rok jest wyjątkowy z dwóch względów. Po
pierwsze, wtedy przyszłam na świat. Nie to jest jednak tematem tego bloga ;) 25
lat temu, w Klinice Ginekologii
Akademii Medycznej w Białymstoku, dar
życia otrzymała pewna osoba.
Niemal 25 lat temu urodziło się w naszym kraju pierwsze dziecko, poczęte metodą in vitro. W
nadchodzącym roku będzie obchodziła swoje 25 urodziny – niestety nie mogę
złożyć życzeń osobiście, bo dane tej osoby są tajne. W przeciwieństwie do
informacji na temat Louise Brown, która była pierwszym na świecie dzieckiem
poczętym dzięki in vitro (miało to miejsce w 1978 roku).
Przypadek Louise wzbudził ogromne zainteresowanie mediów,
kamery i flesze towarzyszyły jej od dnia narodzin przez całe życie (jeśli macie ochotę, tutaj dostępny jest filmik z narodzin Louise). Jej
historia powróciła na łamy gazet w dniu, kiedy Louise urodziła swoje dziecko,
które notabene zostało poczęte naturalną metodą.
|
Louise Brown z rodzicami i swoim małym dzieckiem.
Opisuję ten przypadek po to, by podkreślić różnicę między
zachodnim postrzeganiem tematu zapłodnienia pozaustrojowego, a naszym, polskim.
35 lat temu media angielskie prześcigały się w dotarciu do rodziców Louise,
podczas gdy u nas traktowano to najwyraźniej jako temat wstydliwy, skoro do
dziś nie znamy nazwisk pierwszych rodziców decydujących się na przetarcie
ścieżek innym parom. I o ile osobiście uważam medialne obnoszenie się z tym
faktem za delikatną przesadę – w końcu nikt nie pytał Louise, czy chce, by w
przyszłości interesowały się nią media właśnie ze względu na to, w jaki sposób
została poczęta J - o tyle uważam,
że Polacy powinni wzorować się na otwartości naszych sąsiadów.
A jak jest teraz, po upływie 25 lat od pierwszego
zapłodnienia metodą in vitro? Czy coś się zmieniło w kwestii podejścia do tego
tematu? Myślę, że tak. Pomału i mozolnie, ale z coraz większym zrozumieniem
podchodzimy do tematu poczęć pozaustrojowych. Rocznie w Polsce dzięki tej metodzie
przychodzi na świat ok. 3000 dzieci, które w innym przypadku nigdy nie miałyby
okazji uśmiechnięcia się do swoich rodziców.
Coraz większą akceptację i zrozumienie spotykam też na co
dzień w pracy – zgłaszają się do nas kolejne pary, jest ich coraz więcej i nie
wstydzą się swoich problemów, tylko dzielnie je rozwiązują.
I bardzo dobrze – mam nadzieję, że przez kolejne lata wiele
zmieni się w tym temacie i pary szukające wsparcia będą głośno mówiły o
trudnościach i spotkają się z pomocą nie tylko medyczną, ale też wsparciem
rodziny i otoczenia.
A póki co – zaczynam zmieniać świat od samej siebie i staram
się na co dzień sama wspierać spotykane pary dobrym słowem J I każdemu radzę
podobnie – zacznijcie zmieniać świat od samych siebie!:)
Majka
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz