Przygotowując się do prowadzenia tego bloga,
zaczęłam uważnie śledzić publikacje na temat in vitro i niepłodności w mediach. I dzięki memu małemu rozeznaniu natrafiłam na deklarację premiera, że do końca
tego roku ma powstać projekt ustawy o in vitro. Uważam, że każdy zaangażowany w
temat powinien uważnie śledzić postęp
sprawy, bo właśnie teraz, gdzieś tam za urzędniczymi biurkami dyskutuje się o
tematach bezpośrednio dotyczących par starających się o dziecko.
Żeby było jasne - ustawa o in vitro to coś zupełnie różnego od programu dofinansowania tego zabiegu, o którym pisałam wcześniej :) Program to póki co jednorazowa możliwość skorzystania z pomocy rządowych funduszy, a ustawa będzie obowiązywała przez lata. I właśnie, co ma się w niej znaleźć i do właściwie ma regulować?
Żeby było jasne - ustawa o in vitro to coś zupełnie różnego od programu dofinansowania tego zabiegu, o którym pisałam wcześniej :) Program to póki co jednorazowa możliwość skorzystania z pomocy rządowych funduszy, a ustawa będzie obowiązywała przez lata. I właśnie, co ma się w niej znaleźć i do właściwie ma regulować?
Przejrzałam kilka źródeł informujących o tej
sprawie, i oto najczęściej pojawiające się kwestie:
W tym momencie nie rozmawia się o tym, czy państwo
powinno refundować zabieg in vitro, ale raczej o standardach proceduralnych dotyczących in vitro. A to
oznacza, że będzie się debatowało nad takimi czynnikami jak wiek osób
starających się o dziecko, ich stan zdrowia, stan portfela, politycy będą
starali się wypracować zakazy i nakazy, którym pary starające się o dziecko
będą musiały sprostać. Premier przestrzegł, że standaryzacja in vitro ustawami
może sporej grupie osób w ogóle odebrać prawo do skorzystania z niej (a
przynajmniej w naszym kraju…).
Politycy mają też duży problem z faktem zamrażania
zarodków. Konserwatyści chcą całkiem zrezygnować z tej metody, wzorując się na
Niemczech. Liberałowie apelują, aby decyzję o tym, czy mrozić zarodki czy nie,
zostawić kobiecie oraz zajmującemu się nią lekarzowi.
Ponadto to w rękach polityków będzie określenie,
ile zarodków powinno się dopuścić do mrożenia.
A mnie osobiście historia ta… mrozi krew w żyłach.
To smutne, że tak delikatnymi sprawami zajmują się osoby nie mające pojęcia o
problemach par starających się o dziecko. Pozostaje mieć nadzieję, że grupa
specjalistów mających radzić naszym politykom to kompetentni lekarze, oraz że
Polacy nie zgodzą się na uchwalenie jakichś absurdalnych zapisów.
I dlatego właśnie zachęcam do śledzenia sprawy,
postaram się ją krótko i w miarę regularnie relacjonować na blogu J
Majka
PS A propos bycia na bieżąco - oto dzisiejszy wpis z FB Platformy Obywatelskiej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz